poniedziałek, 8 września 2014

Prehistoria pod chmurką da się lubić

Festyny archeologiczne 
to polska specjalność. Służą dotykaniu przeszłości i ucieczce od codzienności. Informacje o minionych stuleciach i tysiącleciach mogą być bardzo rzetelne, ale ich przekazywanie szerokiej publiczności wcale nie musi być nudne.




Woje słowiańscy w Karpackiej Troi
fot. Darek Delmanowicz
Źródło: PAP


Wiedzą o tym najlepiej bywalcy dorocznego Festynu Archeologicznego w Biskupinie. Tym razem 20. edycja odbędzie się pod hasłem „Kamień, brąz, żelazo", co oznacza, że organizatorzy zapraszają do odbycia podróży przez te trzy pradziejowe epoki.

Biskupiński festyn cieszy się już międzynarodową renomą, we wrześniu przez ten rezerwat archeologiczny przewija się kilkadziesiąt tysięcy osób. Co ich tam przyciąga? To unikalna szansa, aby spotkać się z łowcą z epoki kamienia, z rzemieślnikiem wykonującym pierwsze narzędzia z brązu, z prakowalem – wyjaśniają w zaproszeniu organizatorzy: Muzeum Archeologiczne w Biskupinie oraz Instytut Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego.

Naśladownictwo
I tu się mylą, ponieważ o ile rzeczywiście jest to okazja do zetknięcia się z najstarszymi dziejami, o tyle wcale nie jest ona unikalna. Co w gruncie rzeczy nikogo nie powinno martwić. Festynów archeologicznych jest w Polsce więcej niż miesięcy w roku. Nastała na nie swoista moda. Ale jeśli nawet ktoś uważa je za snobizm lokalnych władz – nic nie szkodzi, daj nam Boże więcej tego rodzaju snobizmów.

Na poważnego konkurenta Biskupina wyrasta Skansen Archeologiczny Karpacka Troja w Trzcinicy. Pierwsza edycja organizowanego tam dorocznego festiwalu odbyła się w 2011 roku, zgromadziła wówczas w ciągu trzech dni blisko 10-tysięczną widownię. Tegoroczna impreza (16–17 sierpnia) była trzykrotnie liczniejsza. W festiwalu wzięło udział ponad 400 odtwórców przedstawiających epokę brązu i wczesne średniowiecze.

Biskupińskie festyny to już klasyka gatunku
fot. Roman Bosiacki
Źródło: Fotorzepa

Zwiedzający mogli uczestniczyć w warsztatach krzemieniarskich, pokazach odlewania spiżu metodami sprzed 4 tys. lat, poznawać garncarstwo, powroźnictwo, farbiarstwo sprzed tysiącleci. Nieformalnym gościem honorowym festiwalu była Melpomena – przedstawiano inscenizacje legend i wierzeń. Ale najwięcej „gawiedzi" przyciągnęło starcie kilkuset zbrojnych, stoczyli oni bitwę o panowanie nad grodem w Trzcinicy. Widzowie porwani duchem walki mieli okazję sami brać broń do ręki – dla nich zorganizowano turniej walki pieszej, strzelania z łuku i ciskania oszczepem.

Zmagania wojów, chrzęst zbroi, szczęk mieczów, głuchy odgłos uderzania toporami w szczyty i pawęże, czyli tarcze – wszystko to przyciąga widzów jak magnes. Ale organizatorzy festynów archeologicznych już zdążyli się przekonać, że to nie wystarcza, oferta musi być bogatsza. 
I jest.

W dawnej wsi Szwajcaria, obecnie na północnym przedmieściu Suwałk, przy drodze krajowej nr 8 do Budziska, co roku odbywa się Jaćwieski Festyn Archeologiczny. Organizatorzy postawili na archeologię doświadczalną, najlepsi specjaliści z Polski i Litwy demonstrują pradawne techniki rzemieślnicze. Pokazują, jak w epoce kamienia wykonywano narzędzia do obróbki drewna i skór, jak obrabiano drewno i skóry, jak wytwarzano broń z krzemienia, kości i rogu, jak przytwierdzano ją do drzewca. „Nie święci" lepią garnki za pomocą koła garncarskiego i bez niego. Odtwarzane są metody szycia odzieży, przygotowywania jedzenia, lekarstw i – oczywiście – trucizn. Na tym festynie można „wypróbować" średniowieczne narzędzia tortur, zobaczyć, jak Krzyżacy podbijali te tereny i jak odbywał się pogrzeb zabitego jaćwieskiego wodza.

Dymarki Świętokrzyskie w Nowej Słupi to wielka impreza plenerowa dla „inżynierów" organizowana od 1967 roku. Jest to ewenement na skalę światową – eksperyment naukowy przerodził się w popularne święto. Naukowcy, inżynierowie, pracownicy politechnik badali fizykochemiczną strukturę starożytnego żelaza wytapianego w czasach cesarstwa rzymskiego.

Prainżynierowie
Eksperymenty okazały się na tyle spektakularne, że co roku przyciągają laików zainteresowanych pradziejową politechnizacją. W Świętokrzyskim Stowarzyszeniu Dziedzictwa Przemysłowego w Kielcach opracowano program edukacyjny „Człowiek i żelazo w pierwszych wiekach naszej ery". Dzięki temu w Nowej Słupi pokazywany jest pełny cykl technologiczny produkcji żelaza od wydobycia i przygotowania rudy darniowej poprzez wytop aż do obróbki kowalskiej. Oczywiście proces ten – jak na festyn archeologiczny przystało – obrósł wojami i kiełbaskami z rusztu.

W Nowej Słupi pokażą, jak wytapiano żelazo
fot. Michał Walczak
Źródło: Fotorzepa

Festyny archeologiczne mogą się znudzić, jeśli co roku będą się powtarzały podobne do siebie młócki przebierańców udających wojów. Dlatego Muzeum Pierwszych Piastów zorganizowało gry wojenne odpowiadające czasom formowania się państwa polskiego. Gry (nie był to jedynie pokaz) odbyły się na terenie Rezerwatu Archeologicznego Gród w Grzybowie (wielkopolskie). W turnieju na udeptanej ziemi wzięli udział odtwórcy, czyli aktorzy festynu. Rywalizowali o miecz ufundowany przez dyrektora muzeum i topór ofiarowany przez burmistrza miasta i gminy Września.

Formuła gry wojennej nawiązywała do turniejów rycerskich udokumentowanych tekstami z epoki oraz ikonografią. Widzowie byli zachwyceni.

Wzorcowy festyn archeologiczny w Biskupinie trwa tydzień. Te formułę bardzo wzbogaciło Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, przez całe wakacje trwał tam cykl imprez pod hasłem „Średniowiecze da się lubić" dla dorosłych i dzieci. Poszczególne wydarzenia odbywały się w Barbakanie, w podziemiach Rynku Głównego, na wieży ratuszowej oraz na murach obronnych. Organizatorzy postarali się o to, aby widz mógł „wejść w buty" średniowiecznego człowieka. Umożliwił to interaktywny charakter imprez, dzięki temu widz stawał się kowalem, płatnerzem, rycerzem, a nawet pomocnikiem kata (samym katem nie mógł się poczuć).

Fenomen socjologiczny
Festyny, podczas których ukazywane są różne aspekty życia w pradziejach, od epoki kamienia poczynając, rozsiane są po całej Polsce: Krzemionki koło Ostrowca Świętokrzyskiego, Wolin, Lublin, Grunwald – gdzie co roku w lipcu Krzyżacy padają jak kłody, Golub-Dobrzyń, gdzie rokrocznie ma miejsce wielki konny turniej rycerski…

Dlaczego „gawiedź" chce oglądać żywe obrazy z minionych dziejów, dotykać przeszłości? Dlaczego doktor archeologii przebiera się w skóry i łupie krzemień na oczach setek widzów?

Tym fenomenem zaczynają się interesować socjologowie. Prof. Tomasz Szlendak z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu kieruje badaniami nad tym zagadnieniem. Twierdzi on, że chodzi między innymi o ucieczkę przed szarzyzną dnia powszedniego, przy czym uciekają zarówno widzowie, jak i naukowcy. Ci ostatni poprzebierani w skóry to pasjonaci i hobbyści odtwarzający dawne stroje, technologie, narzędzia, broń, rytuały, obrzędy. Nie dzieje się to w duchu upiększania historii, malowania obrazów z przeszłości za pomocą romantycznej palety barw, ale zgodnie z najlepszą posiadaną wiedzą.

Tylko na festynie można zobaczyć stos pogrzebowy
fot. Krzysztof Lokaj
Źródło: Fotorzepa


– Współcześnie ludziom zainteresowanym przeszłością nie wystarczy czytanie o niej – pragną ją przeżyć na własnej skórze. Rekonstrukcje są  przejawem tego, co można nazwać kulturą doznań – wyjaśnia prof. Szlendak.

Jak wynika z badań toruńskiego naukowca, wśród pobudek skłaniających ludzi do odtwarzania przeszłości i oglądania takich spektakli jest przywiązanie do tradycji, poczucie dumy z dziedzictwa przeszłości oraz patriotyzm.

Z kolei publiczność bywająca na festynach archeologicznych wyczuwa, że otrzymuje rzetelną wiedzę, a nie parahistoryczne widowisko wyreżyserowane przez samozwańczego pseudoznawcę celtyckich czy scytyjskich wojowników. Festyny archeologiczne są dowodem na to, że rzetelność popłaca.


Autor: Krzysztof Kowalski





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz