poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Wielkanocne tradycje - nie tylko na Kujawach, Krajnie, Kaszubach, ziemi chełmińskiej i Kociewiu

- We współczesnych obchodach świątecznych splatają się dwa rodzaje sensów: chrześcijańskie i przedchrześcijańskie. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę z tego, że wiele znanych nam dziś symboli i atrybutów świątecznych (np. jajko, zielona gałązka brzozowa lub wierzbowa) to schrystianizowane relikty dawnych wierzeń, które obecnie interpretuje się zgodnie z duchem chrześcijaństwa - wyjaśnia Agnieszka Kostrzewa z Działu Folkloru Muzeum Etnograficznego w Toruniu.




Słowiańskie pisanki


Od kiedy na Kujawach, a może wcześniej w innej części naszego dzisiejszego województwa, powstają palmy wielkanocne? Z czego je tworzono na początku?


Zwyczaj święcenia palm wielkanocnych w Niedzielę Palmową (inaczej Kwietną, Wierzbną) na pamiątkę triumfalnego wjazdu Chrystusa do Jerozolimy w Kościele katolickim, datuje się na XI wiek. Można zatem przypuszczać, że praktyka ta pojawiła się także i w Polsce niedługo potem. Konkretna data nie jest jednak znana, nie wiadomo również, w których rejonach zwyczaj ten przyjął się wcześniej, a gdzie z większym opóźnieniem. Z palmą wielkanocną wiąże się także przedchrześcijańska symbolika zielonej gałęzi, która jest znakiem życia i sił witalnych przyrody.


Popularne dzisiaj palmy przybierają na ogół formę pałek wyplatanych z suszonych kolorowych kwiatów, farbowanych traw ozdobionych wstążkami itp. Ten typ dekoracyjnych palemek spopularyzowany po 1945 roku, wywodzi się z rejonów Polski północno-wschodniej (zwłaszcza dawnej Wileńszczyzny). Palmy typowe dla Kujaw i Pomorza miały skromniejszy wygląd: były to bukiety wierzbiny (z baziami), z trzcinami, bukszpanem, gałązkami borówki i cisu przewiązane wstążką, czasami nawet skromniej - sznurkiem. Szczególnie ważne były w tej kompozycji bazie, które symbolizowały nieśmiertelność duszy, a w obrzędowości wiejskiej także odradzające się po zimie życie. Powszechnie wierzono w ochronne i uzdrawiające działanie poświęconej palmy. Już po wyjściu z kościoła uderzano się poświęconymi witkami wierzbowymi, mówiąc:


Nie ja biję, rózga bije
Bo za tydzień Wielki Dzień
Za sześć noc - Wielkanoc


Łykając "kotki” domownicy zapewniali sobie duchowe i fizyczne zdrowie na cały rok. Zwyczaj ten, znany w całej dawnej Polsce opisywał Mikołaj Rej: w Kwietną Niedzielę kto bagniątka nie połknął (…) to już dusznego zbawienia nie otrzymał.



Zarówno na Kujawach, jak i Pomorzu oraz w innych regionach Polski, bazie z poświęconych palem dorzucano do paszy bydłu dla zachowania zdrowia inwentarza. Zatknięte u powały budynków gospodarczych i za święte obrazy w domach, palmy służyły ochronie przeciwko złym mocom. Zatykano je także na granicach pól, na cmentarzach, a podczas burzy wrzucano do ognia, co miało odpędzić pioruny. Na Pomorzu bazie wkładano pod daszki uli, do kaczych i gęsich gniazd, dzięki czemu odpędzano czary. Kaszubscy rybacy mocowali do sieci kawałeczki palm, co miało im przynieść bezpieczeństwo i obfite połowy.


Na Kujawach, gdy po roku stara palma ustępowała miejsca nowej, świeżo poświęconej, ze starej robiono proszek, którego używano do różnych zabiegów magicznych: m.in. dodawano go do ziarna przed wiosennym wysiewem.


Jaką rolę pełniły przed laty i jaką sprawują dziś jajka? W jaki sposób przygotowywano pisanki?


Jednym z najważniejszych atrybutów świąt wielkanocnych są w różny sposób przyozdobione jajka. Malowanie jajek jest starą tradycją wywodzącą się jeszcze z czasów przedchrześcijańskich. Najstarsze znane pisanki pochodzą z Mezopotamii, na terenach polskich ten sposób dekoracji udokumentowany jest znaleziskiem archeologicznym datowanym na X wiek. W wielu kulturach motyw jajka spotyka się w mitach kosmogonicznych. W kulturze Słowian jajko jako zalążek nowego życia przypominało o jego cykliczności i mocy natury. Moc ta ujawniała się pod wpływem słońca, które wiosną pobudzało przyrodę do rozkwitu. Jajko jako uniwersalny symbol życia zostało zaadaptowane przez chrześcijaństwo: dla wiernych oznacza ono przede wszystkim nadzieję na pokonanie śmierci i zbawienie dzięki Jezusowi Chrystusowi - Odkupicielowi.


Jaryło

Obecnie, niezależnie od techniki zdobienia, dekorowane jajka powszechnie nazywa się pisankami, choć niegdyś nazwa ta odnosiła się wyłącznie do jajek o wzorzystym deseniu, zdobionych techniką batikową. Polega ona na "pisaniu” wzorów roztopionym woskiem. Później jajka farbuje się, a następnie usuwa pozostałości wosku ze skorupy. W ten sposób można uzyskać jasne wzory na kolorowym tle. Przed XX wiekiem do barwienia skorupek używano naturalnych barwników: z oziminy, łupin cebuli, kory dębu, buraka, kawy – zielone, żółte, czerwone, czerwono-brunatne. W XX wieku weszły do użytku barwniki syntetyczne. Na Kaszubach, gdzie preferowanymi kolorami były czerwony i niebieski, w czasach nam bliższych stosowano naklejki bądź farbki z kolorowego papieru.

Nieliczne wzmianki o jajkach z "pisanym” lub wydrapywanym igiełką ornamencie, pochodzą ze wsi kujawskich, z ziemi chełmińskiej, Kociewia i Kaszub. Pisanki takie na Pomorzu nie były święcone, służyły częściej do zabawy (dzieci szukały jajek "od zajączka” w ogrodzie).


Zarówno na Kujawach, jak i na Pomorzu zdecydowanie popularniejsze od pisanek były bowiem kraszanki, czyli jajka barwione gładko, bez wzorów, które uroczyście święciło się w Wielką Sobotę. W okresie wielkanocnym na Kujawach tradycyjnie wzajemnie się nimi obdarowywano.

Istniały tradycje wielkanocne na naszym terenie dziś zupełnie zapomniane, a wyróżniające nas na tle kraju?


Większość zwyczajów wielkanocnych, również tych, dziś już zapomnianych, powtarzała się – z pewnymi modyfikacjami - w wielu regionach. Jednym z nielicznych obrzędów niespotykanych w innych częściach Polski były kultywowane na Kujawach (dawniej również na Pałukach), przywoływki dyngusowe, zwane też wołankami lub wywoływkami. Polegały one na rymowanym "wywoływaniu” wszystkich panien na wydaniu wraz z imionami ich kawalerów. Chociaż odbywały się w Niedzielę Wielkanocną pod wieczór, to były właściwie uroczystym wstępem do poniedziałkowego lanego dyngusa. Przygotowanie przywoływek trwało kilka dni – już w Wielkim Tygodniu kawalerowie sporządzali listę dziewcząt. Obok nazwiska panny notowano dane chłopaka, który prosił o jej "wywołanie” uiszczając przy tym stosowną opłatę (w postaci pieniężnej lub np. trunku). Czasem sami organizatorzy przywoływek decydowali o tym, jakiego młodzieńca "przywołać” danej dziewczynie, wybierając na ogół tych, którzy mogli sowicie się wykupić. Następnym etapem było tworzenie rymowanych, dość stereotypowych tekstów. Wieczorem w Niedzielę Wielkanocną, miejscowi chłopcy wykrzykiwali wierszowane wywoływanki opisujące wady i zalety miejscowych dziewcząt.


Pierwszy numer uode dworu, (…)
Jest tam dziewucha ładno, urodno,
Do ludzi podobno.
Potrza tam na niom flaszeczke perfumu wody,
Dlo jej urody.
Złoty grzebień do uczesanio,
Ręcznik ze złotymi literami do wycieranio.
Niech się nie boji,
Bo tam za niom Janek stoji.
(Przywoływka dyngusowa z Radziejowa, fragment)


Młodzieńcy siedzieli przy tym na drzewie, dachu lub w innym, dobrze widocznym miejscu wsi. Każdą następną przywoływkę "odtrąbiano”; pomiędzy kolejnymi mogła grać muzyka lub hałasowano pokrywkami garnków. Jeśli dziewczyna była pracowita, ładna, lubiana, a jej kawaler złożył za nią odpowiednio wysoki "okup”, to przywoływka była pochlebna i zapowiadała łagodny przebieg dyngusa. Jeśli panna źle się zachowywała i nikt jej nie "opłacił”, to ją wywoływano "paskudnie”, a w Poniedziałek Wielkanocny polewano wodą bez litości. Przywoływki trwały często do późnego wieczora w zależności od liczby dziewcząt. Żadna nie mogła zostać pominięta, wszystkie też czekały z niepokojem na swoją kolej: dowiadywały się bowiem jak oceniają je inni, a przede wszystkim którzy kawalerowie się nimi interesują. Przywoływki miały zatem różne aspekty wychowawcze, towarzyskie, matrymonialne. Do dzisiaj zwyczaj ten można zobaczyć w Szymborzu (dzielnica Inowrocławia), gdzie od XIX wieku działa Klub Kawalerów podtrzymujący tę tradycję.

źródło: www.garnek.pl


Ciekawym obyczajem znanym w całej Polsce, dziś już zanikającym, było też strzelanie z moździerzy bądź bębnienie na rezurekcję. Interesującą odmianą tej praktyki na ziemi chełmińskiej był zwyczaj zabierania dzwoneczka na mszę rezurekcyjną (Chełmża). Każde dziecko dzwoniło nim w czasie procesji rezurekcyjnej.

Wiele mówi się o tym, że święta straciły swój wyjątkowy charakter, ponieważ jesteśmy bardziej zabiegani. Jak na Kujawach spędzano Wielki Tydzień na początku XX wieku - to był zwyczajny czas pracy czy miał swoje obrzędy, których bardzo pilnowano?


Był to czas zwykłej ciężkiej pracy (np. przy inwentarzu), ale także intensywnych przygotowań do świąt. Obejmowały one sferę duchową i cielesną. W całej Polsce Wielki Tydzień był bowiem okresem nasilonych praktyk religijnych (nabożeństwa pokutne, rekolekcje, spowiedź wielkanocna), obfitującym dodatkowo w liczne tradycje i zwyczaje domowe.


Przygotowania do świąt kojarzą nam się z gruntownymi wiosennymi porządkami. Nie inaczej było na początku XX wieku. Już przed początkiem Wielkiego Tygodnia wszystkie budynki gospodarcze, obejścia sprzątano. Bielono też izby i ściany chat. Domy, meble i sprzęty oraz ubrania domowników musiały również zostać doprowadzone do ładu. Prace porządkowe starano się zakończyć przed Wielką Środą, tak by Triduum Paschalne przeżyć w skupieniu. Przed świętami dekorowano domostwa bibułkowymi kwiatami, słomianymi pająkami (zdobionymi barwionym grochem i kolorową bibułką) podwieszanymi u sufitu izby. Kobiety jasnym piaskiem wysypywały ornamenty roślinne lub geometryczne na podłogach i przed chałupami (na Kujawach).


W Wielkim Tygodniu szykowano również potrawy świąteczne: wędliny (zwłaszcza szynkę), jaja, masło, pieczywo, baby. W dawniejszych czasach kulinarny aspekt świąt był nawet bardziej odczuwany niż dzisiaj – świętowanie bowiem poprzedzał ciężki post. W tym okresie najpowszechniejszą potrawą był – znienawidzony pod koniec postu - żur. W Wielki Czwartek, z okazji kończącego się okresu wyrzeczeń, na Kujawach odprawiano obrzęd zwany chowaniem czy też wybijaniem żuru. Grupa mężczyzn oblewała żurem drzwi i okna tych domów, gdzie ich nie przyjęto w czasie kolędowania zapustnego (z kozą). To samo działo się tam, gdzie mieszkały dziewczyny. Rozbijano stare garnki na progu, obrzucano dom błotem, wapnem, żurem, klajstrem z mąki, brudną wodą. Warianty tego zwyczaju pojawiały się w wielu regionach i miejscowościach od Wielkiego Czwartku po Sobotę. Nazywano je różnie: pogrzebem żuru, chowaniem żuru bądź śledzia. W przypadku ryby odbywało się to tak, że kładziono ją na desce, obnosiło się po wsi ze śpiewem, a potem uroczyście zakopywało w ziemi lub wieszało na drzewie. Podobnie tłuczono i zakopywano garnek z postną zupą. W Okoninie (okolice Grudziądza), odnotowano śpiewy z następującym tekstem:


Śledź zabił rzeźnika…
Świt, świt… będzie mięsko!
Baba spadła! Się zabiła
- I mięska się nie najadła.


W Wielki Czwartek w niektórych wsiach na Kujawach na pamiątkę, że Pan Jezus umywał nogi swoim uczniom, o poranku ludzie myli się w potoku lub źródle.


Wielki Piątek był dniem szczególnego nagromadzenia wierzeń i obrzędów. W kościołach milkły organy, rozbrzmiewały klekotki i terkotki, którymi młodzież, również i we wsiach, hałasowała obwieszczając śmierć Pana Jezusa, bliskość Zmartwychwstania i końca postu. Po kościołach budowało się groby Chrystusa, przy których straż pełnili żołnierze (w miastach), a w mniejszych miejscowościach rozstawiano malowane figurki wyobrażające żołnierzy. Przy grobowcach ustawiano szklane lampki (z łojem lub olejem) i lustra, by się od nich światło odbijało. W wielu domach do Wielkiej Soboty na znak żałoby ciemnym materiałem zasłaniało się lustra (w czasach późniejszych – telewizory!). Na Kujawach i na Pomorzu obowiązkowy był również zwyczaj nazywany bożymi ranami – gospodarze uderzali rózgą domowników.


W Wielką Sobotę (lub Niedzielę – w niektórych wioskach na ziemi chełmińskiej i Kujawach praktykowano obrzędy związane z magią wody. W nocy lub o wschodzie słońca udawano się w milczeniu do bieżącej wody (do strumieni i potoków), by się umyć. Czasem czerpano wodę i zanoszono do domu, by mogli z niej skorzystać ci, którzy nie czuli się na siłach i nie mogli uczestniczyć w wyprawie. Ablucje takie miały chronić przed nieszczęściem, chorobami, a dziewczętom zapewnić urodę. Według przekazów z ziemi chełmińskiej, tego dnia panny wypatrywały w wodzie twarzy przyszłego męża. W Wielką Sobotę w kościołach świeciło się ogień, wodę i ciernie, które potem palono na przykościelnym placu. Nadpalone kłujące gałązki zabierano do domów, by z nich zrobić koronki do zawieszania na krzyżu. Po zakończeniu ceremonii kościelnej należało się napić wody święconej dla ochrony przed bólem gardła.

Śmigus-dyngus


Znany nam zwyczaj święcenia pokarmów odbywał się często nie w kościołach, a w domach. Proboszcz jeździł po parafii zatrzymując się u bogatszych parafian. Tam też schodzili się okoliczni biedniejsi mieszkańcy z pokarmami przygotowanymi do poświęcenia. Do święcenia potrzebne były: chleb, sól i jajka, chrzan. Kto mógł, ten święcił także: kiełbasę, szynkę, babki, ciasta, masło (uformowane w baranka), ser, a nawet małego prosiaka. Święconkę przybierano barwinkiem, jajka malowano.


Niedziela Wielkanocna zaczynała się bębnieniem przed rezurekcją. W niektórych miejscowościach (np. w Lubrańcu na Kujawach) już około północy w Wielką Sobotę/ Niedzielę, chłopcy chodzili z bębnem do domów zamożniejszych gospodarzy i bębnili pod oknami na pamiątkę Zmartwychwstania, za co czasem dostawali poczęstunek. Zawsze jednak dziękowano im słowami: "Panie Boże zapłać”. W niektórych wsiach kujawskich panowało przekonanie, że ten, kto tego dnia nie obejdzie 3 razy kościoła, zostanie potępiony, a krótko przed śmiercią zostanie czarownikiem (Osięciny).


Poniedziałek Wielkanocny, to w całej Polsce czas śmigusa-dyngusa. Na Kujawach polewano się wodą – dawniej związane to było z obrzędem przywoływek. Chłopak, którego imię zostało skojarzone z imieniem dziewczyny w trakcie wołanek, miał obowiązek oblać ją wodą, bądź "pachnącą wodą”. Następnego dnia (we wtorek), dziewczęta oblewały chłopców. W niektórych wioskach znane było takie przysłowie:


Chłopców dyngus –
Dopóki świnia z gniazda nie wstanie,
A dziewcząt –
Do Zielonych Świąt.


Zwyczaj dyngusa poprzedzony był kolędowaniem wielkanocnym. Kolędnikami byli co biedniejsi młodzieńcy, którzy z papierową chorągiewką i koszykiem na kolędę (podarunek – zapłatę) obchodzili domy. W czasie obrzędu śpiewali pieśń:


Przyszliśmy tu po dyngusie,
Śpiwomy tu o Jezusie.
O Jezusie, o Maryji,
Dejcież chliba gospodyni.
Gospodyni chodzi po chałupie
Kluczykami brzunka,
Dla nas to, dla nas
Podarunków szuko.
(Wariant pieśni dyngusowej z Radziejowa)


Obrzęd ten już za czasów Kolberga był na Kujawach w zaniku. Na początku XX wieku pamiętano go już w niewielu kujawskich wsiach.


Na ziemi chełmińskiej i na Pomorzu popularniejszy był dyngus zielony, polegający na smaganiu się brzozową rózgą, choć – według przekazów - w niektórych miejscowościach praktykowano oba rodzaje dyngusa (wówczas chłopcy bili rózgami, dziewczęta polewały wodą). Chłosta zieloną gałązką połączona była niegdyś z obrzędami kolędniczymi – dzieci chodziły od domu do domu, śpiewając pieśni podobne do prezentowanej wcześniej, znanej na Kujawach i zbierając datki.




W II dzień świąt wielkanocnych w Polsce istnieje ludowy 
zwyczaj oblewania dziewcząt i kobiet wodą.
Śmigus dyngus
Autor: Zdzisław Pągowski

Zwyczaje wielkanocne, choć wiążą się z obrzędami kościelnymi, mają pochodzenie pogańskie. Uderzanie się zielonymi gałązkami w Niedzielę Palmową, w Wielki Piątek, czy w Poniedziałek Wielkanocny, jest zachowaniem, które miało zapewnić zdrowie i żywotność. Polewanie się wodą miało zapewnić odpowiednią dla plonów ilość deszczów, a spożywanie jaj miało znaczenie oczyszczające.

Jakie potrawy dominowały 100 lat temu, a które najchętniej serwuje się dziś?


Podstawowe pokarmy spożywane w okresie wielkanocnym były podobne: jaja, mięso, wędliny, chrzan. Z nich przygotowywano mniej lub bardziej skomplikowane potrawy – w zależności od tradycji regionalnych i zasobności. Zasadniczo na stole wielkanocnym musiało być to, co zostało zaniesione do święcenia. Ciekawostka może być fakt, że w czasie śniadania wielkanocnego na Kujawach jedzono babkę zagryzając ją kiełbasą. Zestaw ten popijano kawą zbożową…


W zwyczaje wielkanocne wprowadziła Agnieszka Kostrzewa z Działu Folkloru Muzeum Etnograficznego w Toruniu.


Autor: AGW







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz